pátek 29. srpna 2008

Co się stało się?

Urlop rozpocząłem od związania Kini i Wojtka. Właściwie to sami się związali, ja tylko byłem świadkiem kwalifikowanym. Po zaśpiewaniu na początku "W imię Ojca i Syna..." na czeską melodię, wszystko mogło pójść już tylko lepiej. Współbrat mi powiedział po Mszy, że słychać było czeską wymowę w tym co mówiłem (a raczej odczytywałem).
Na weselu tańcowałem do białego rana, aby rozruszać nogi przed wyjazdem w góry.
Tatry. Po dwóch dniach wspinania po zachodniej Kościelca, stwierdziliśmy z Bartkiem, że jesteśmy zmęczeni i zrobimy użytek z naszych rowerów. Rano, gdy jeszcze nie wiedzieliśmy, gdzie pojedziemy, gospodyni (mama mojego współbrata) podsunęła nam pomysł rundy dookoła Tatr. Start nastąpił o 9.30, na mecie zameldowaliśmy się o 22.30, po przejechaniu 200 km. Na zdjęciu Bartek, resztki drzew po katastrofie sprzed kilku lat, trakcja elektryczki, kawałek mojej koszulki i Słowacki Raj w oddali.


Następnego dnia zdobyliśmy Krupówki, na ich grani piliśmy kawę, w cenie obiadu na nizinach.
Ostatni dzień to Tatry w Szengen.
Rowerami pojechaliśmy do Chochołowskiej, następnie pieszo na Wołowiec, a potem na zagraniczne Rohacze aż do Smutnej Przełęczy. Potem Doliną również Smutną do jakieś budki ( a może to schronisko było?) do góry na Rakoń, gdzie już Polska. Przez Grzesia do rowerów zaparkowanych przy schronisku. Na zdjęciu Rohacze w chmurze, która umilała nam wycieczkę.

Takie były Tatry. Potem pojechałem do Rodziennego Domu i tu jestem. Jutro jade na Roztocze ze Starszą i Szwagrem.
Zdravim.